Forum Strona Główna Sztuka / Literatura Powrót
Obecny czas to Sob 10:43, 18 Maj 2024

Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat
Autor
Walsemore
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Czw 16:17, 20 Sie 2009

Wiadomość
Powrót
Powieść mojego autorstwa, taka moja superprodukcja na czterysta stron zeszytowych Razz

Rozdział I- Bezsilni


Cała beznadziejność naszej sytuacji była niczym w porównaniu z myślą, że On powrócił...
Firen, ,,Pamiętnik mój i brata''

-John? Henry? Żyjecie?
-Żyję, nie musisz ze mnie robić trupa
-John? Jesteś?
-Uch... jestem... Boliii...
Nic nie widział, gdyż mrok spowijał wszystko wokół niego za to słyszał głosy swoich przyjaciół i ciche kapanie wody. Czuł tępy ból w głowie, jakby ktoś uderzył go maczugą
-Firen, rozświetl tę ciemność. Nic nie widzę...
Podniósł rękę do góry i złożył palce w odpowiedni znak. Po chwili na jego dłoni wybuchł ogień
Znajdowali się chyba w jakiejś zasypanej jaskini. Z sufitu zwieszały się wielkie stalaktyty, zaś na ziemi leżały ogromne głazy. Gdzieniegdzie ze stalaktytów spadały leniwie krople wody, tworząc niewielkie jeziora. Cała jaskinia była wyjątkowo duża
-Wyciągnijcie mnie stąd- jęknął John- nie mogę się ruszyć
Powolnym krokiem wraz z Henrym podszedł do niego. Cztery wielkie głazy przygniotły go tak, że wystawała tylko jego głowa i kawałek szat. Firen przerwał ogień, przez co w jaskini znów nastały ciemności, zaś Henry położył swój łuk na ziemi, po czym we dwóch złapali za jeden z głazów przygniatających Johna. Z wielkim trudem udało im się odrzucić pierwszy kamień. Z nie mniejszymi problemami odrzucili trzy pozostałe
Firen znów przywołał światło. John leżał twarzą na ziemi i prawie się nie ruszał, jednak oddychał, a więc żył. Z głośnym stęknięciem przekręcił się twarzą do Firena i Henry'ego. John miał mnóstwo zadrapań na twarzy, zaś pod oczami okropne cienie. Firen dopiero teraz dostrzegł, że Henry wcale nie wygląda lepiej, ale przynajmniej nie miał tych cieni
-Pomóżcie mi... wstać- wyszeptał cicho John. Jego głos zagłuszało nawet kapanie wody
Firen odwrócił się plecami do Johna i wziął potężny zamach, po czym zrzucił ogień z ręki na pobliskie skały. To go jeszcze bardziej osłabiło. Następnie Henry złapał Johna z lewej, a Firen z prawej strony i posadzili go na jednym z kamieni. Czarodziej oddychał ciężko. W dłoni delikatnie trzymał swoją różdżkę, jakby łapał coś bardzo delikatnego. Henry z Firenem usiedli na dłuższym bloku skalnym i wszczęli rozmowę
-Gdzie my w ogóle jesteśmy?- zapytał Henry
-W jaskini- odparł Firen
-Zauważyłem. Ale w jaki sposób się tu znaleźliśmy?
-Hmm... ostatnie co pamiętam to jak szliśmy drogą. Dalej to nic. Amnezja totalna
-Wyobraź sobie, że ze mną jest tak samo. Nie pamiętam nic po tym jak szliśmy tą drogą
-W grupową amnezję to ja nie wierzę...
Henry z Firenem ucichli, zastanawiając się nad tą dziwną sytuacją. John, siedzący do tej pory w milczeniu, ozwał się ochrypłym głosem
-Ja pamiętam co się... działo po tym- powiedział powoli
Ogień rzucony przez Firena palił się bezszelestnie. Był jedynym źródłem światła padającym na zdziwione twarze oczekujących w napięciu na następne słowa Firena i Henry'ego. Głucha cisza zapadła w całej jaskini. Zdawałoby się, że nawet krople przestały spadać, jakby zrozumiały i czekały na kolejne słowa Johna
-Pamiętam, leśna droga... Po obu stronach ścieżki wysokie drzewa. Niby cichy las, lecz nie byliśmy tam sami... Obserwowali nas... Najpierw zobaczyłem kilka postaci, potem okazało się, że byli na każdym drzewie. Szliśmy w milczeniu... Nagle zaatakowali nas... Henry został tak zaskoczony, że oszołomili go zanim zdążył chociażby raz strzelić... Firen walczył, lecz po chwili podzielił los Henry'ego. Zostałem sam... Otoczyli mnie... Uch, boli!...- jęknął John
-I co było dalej?- zapytali natychmiast Henry z Firenem
-Otoczyli mnie. Nagle pojawiły się kłęby fioletowego dymu, z którego zaczęła wychodzić jakaś postać... to był Julian... Wpoił w was Eliksir Zapomnienia, mi zaś oszczędził pamięci. Ogłuszył mnie i gdy się ocknąłem, byłem już tutaj.
-Jul... ale jak?
-On powrócił
Między nimi zapadła głucha cisza. Nikt nawet nie drgnął. Powrócił? To nie może być. Na pewno nie w odniesieniu do Juliana. Pamiętali dokładnie jego tyranię. Pamiętali jak siedmiu Małych Wojowników: Firen i jego brat Freeze, Cris, mistrz szybkich ataków, Deep, Książę Mieczy, Henry oraz Alexander, mag żywiołu ziemi, stawiło czoło Julianowi. Cris i Alexander zginęli podczas walki, jednak ich śmierć nie poszła na marne. Julian został pokonany
Teraz niebezpieczeństwo powróciło, a oni tkwili w tej jaskini, nie wiedząc co robi reszta Małych Wojowników. A Julian prawdopodobnie przywrócił rządy żelaznej ręki
-Ile czasu my tu leżeliśmy?- zapytał po dłuższym czasie Firen
-Nie mam najmniejszego pojęcia
Ogień rzucony przez Firena zgasł i znów wszystkich ogarnęła ciemność. Pan Ognia nie miał wystarczająco dużo sił, by wezwać kolejny. Poczuli głód, ale nic tu nie było do jedzenia
-Henry- zachrypiał John- daj flet
Łucznik bez zastanowienia oddał w ciemności flet zaklęty niegdyś przez Johna. Wiedział co on chce zrobić
-Stańcie za mną- nakazał słaby John
Henry z Firenem potknęli się w ciemnościach kilka razy i stanęli za Johnem. Usłyszeli jakiś syk, następnie ujrzeli światło bijące od Johna, które rozświetliło nagle całą jaskinię. W ułamku sekundy bezkształtny mrok, podobny do chmury, odbiłł się od Johna i uderzył w ścianę. Siła eksplozji była tak wielka, że zaczęły się walić na nich głazy
-Nie ruszajcie się z miejsca!- krzyknął John wśród łomotu spadających skał
Firenowi i Henry'emu wydawało się to bez sensu. Spadały na nich wielkie kamienie i lada chwila miały ich zasypać, a oni mieli stać w miejscu i się nie ruszać
Nagle zawisł nad nimi niebieski klosz, od którego wszystko się odbijało. W lekkim świetle rzucanym przez niego ujrzeli Johna używającego swojej różdżki, który z wielkim wysiłkiem utrzymywał osłonę. W przerażeniu oczekiwali końca, aż po dłuższym czasie kamienie przestały spadać. John przerwał czar. Widzieli, że ze wszystkich stron otoczały ich kamienie, więc się nie ruszali
John przywołał światło. Było bardzo źle. W odległości dziesięciu centymetrów od nich niczego nie było, zaś dalej kamień na kamieniu otaczał ich ze wszystkich stron, tworząc krąg wokół nich
-I jaki był sens tego posunięcia?- zapytał zdziwiony Firen
-Jeszcze się pytasz? Nie możemy tu tak siedzieć i czekać na zbawienie. Musimy się stąd wydostać- odparł żywo John
-A skąd wiesz, że uderzyłeś w odpowiednie miejsce?- zapytał Henry
-Po prostu wiem. Czuję to. Musimy przerzucić te głazy
-My nie mamy siły stać na nogach, a co dopiero przerzucać kamienie- zamarudził Firen
-Hmm... macie rację. Chwila...
Twarz Johna przybrała dziwny wyraz, po czym zamknął oczy. Światło na jego różdżce zgasło, a Firen z Henrym poczuli duszący zapach siatki, jednak po chwili zmienił się w aromat pieczeni. John znów przywołał światło. Przed nim leżały dwie pieczenie z kurczaka i trzy talerze
Henry, John i Firen usiedli na ziemi, po czym zajęli się kurczakami. John wetknął swoją różdżkę między kamienie, żeby oświetlała im ten posiłek.
-John, to ci się akurat udało- zaczął zachwalać Firen
-My sobie gadamy- warknął Henry- a ta krowa panoszy sie po całym kraju
-John, a skąd ty wiesz, że Julian powrócił?- zapytał Firen
-Pamiętam to dokładnie- odparł John
-A skąd wiesz, że to nie ktoś inny zmodyfikował ci pamięć?- Pan Ognia ponownie zadał pytanie
-Na mnie to nie działa- odparł John jeszcze raz, sięgając po kolejny kęs kurczaka
-Ale mógł ci ją wykasować. Dlaczego tego nie zrobił?
-Jeszcze jakieś pytania- zdenerwował się John- on z nami tak pogrywa. Te jego gierki będą go kosztować życie. Raz go pokonaliśmy, zrobimy to jeszcze raz
Pamiętali wszyscy. Gdy Julian ginął, śmiał się i zapowiadał swój powrót. Oczywiście nikt w to nie wierzył, a jednak...
Jedli w milczeniu, oświetlani jedynie światłem różdżki Johna. W ich głowach mnożyły się pytania, na które żaden z nich nie znał odpowiedzi. Freeze z Deepem nie mieli szans sami pokonać Juliana. Tylko tyle wiedzieli
Firen popatrzył na Johna. Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy gdy się ocknął. Cienie pod oczami zniknęły, a blizny zostały załagodzone. Po wyssaniu mocy z fletu Henry'ego wyglądał najlepiej z całej trójki zakopanych
Po ,,pokonaniu'' kurczaków John wyciągnął różdżkę ze skał i pochłonął moc z kości. Było jej niewiele, ale liczyła się każda ilość
-Hmm- westchnął Firen, wstając z ziemi- czy oby ta eksplozja była dobrym pomysłem?
-W tym kierunku najszybciej dostaniemy się do wyjścia
-A skąd ta pewność?- zapytał Henry
-Po prostu ja to wiem, a teraz przerzucajmy te kamienie
Argument czarodzieja ,po prostu ja to wiem'' zawsze był niepodważalny. Gdy go wypytywano dokładniej, mamrotał coś o trzeciej wieży i nic nie chciał powiedzieć
Firen, Henry i John rozpoczęli pracę, nie wkładając w nią dużo energii. Każdy był wyczerpany i nie stać ich było na żaden wysiłek
Ściana utworzona przez głazy po wybuchu nie była gruba. Po niecałej godzinie była tak cienka, że pomiędzy kamieniami dostrzegali fragmenty jaskini, w której byli początkowo. Firen, nie chcąc dłużej czekać, przyłożył dłoń do ust i wypowiedział odpowiednie zaklęcie, po czym zionął ogniem w kamienie, przemieniając je w gorącą ciecz. Sam tryumfalnie przeszedł po niej do jaskini, zaś John z Henrym musieli zaczekać, aby lawa ostygło, po czym poszli w ślad Firena
Pieczara zmieniła się po wybuchu. Energia, którą John skierował na jedną ze ścian, spowodowała że w tym miejscu znajdowało się mnóstwo większych i mniejszych kamieni. John dokonał odłupania kawałka tego fragmentu jaskini, aby można było łatwiej przenieść poszczególne fragmenty skał. Dodatkowo całą jakinię pokryła gruba warstwa kurzu
-Ale ja jestem zmęczony- jęknął Firen- nie podniosę żadnego kamienia
-Ja tak samo- pochwycił myśl Henry- może lepiej teraz się prześpijmy, jutro do tego wrócimy
-A jeżeli Julian nałożył na nas jakąś klątwę i po zaśnięciu się już nigdy nie przebudzimy?- zaczął swe czarne wywody John
-To ja w takim razie wolę umrzeć- powiedział Firen, kładąc się na ,,poduszce'' zrobionej z kamienia i mchu
-To do jutra- ziewnął Henry, również kładąc się na ,,poduszce''
-A skąd wiesz, że teraz jest noc, a nie świt?
-Ojj, zamknij się- odpowiedzieli razem Henry i Firen. John musiał podporządkować się woli grupy i też położył się spać
Następnego dnia, a raczej po kilku godzinach snu, gdyż nie było wiadomo jaka pora dnia była w danej chwili, zakopani obudzili się w pozytywnym nastroju. John jasnym światłem postawił wszystkich na równe nogi
-Hmm... i co teraz?- zapytał Henry, nie do końca się przebudziwszy
-Trzeba przerzucać te kamienie- powiedział John- mi też się to nie uśmiecha, ale nie mamy innej możliwości
-Ychym- jęknął Henry- daj najpierw coś do jedzenia
Światło Johna zgasło. Firen poczuł smród siarki. Po chwili trzymał jakiś przedmiot w rękach. Gdy światło wróciło, okazało się, że jest to miska grochówki
-Wybaczcie- powiedział John, kładąc miskę na kamiennym stole z bloku, na którym siedzieli Firen z Henrym- ale nie mam energii- po tych słowach usiadł na jednym z kamieni, a w ślad za nim Henry z Firenem. Pan Ognia przed posiłkiem rzucił jasny płomień obok jedzących
Jedli powoli, w milczeniu, jakby próbując odwlec czekającą ich pracę. Myśleli nad swoim położeniem i o czekającej ich pracy
Po posiłku wszyscy wstali od stołu, zostawiając idealnie wyczyszczone miski, po czym stanęli przed głazami
-Hmm...- zamyślił się John- nie da rady, trzeba to przerzucać
-A więc do pracy, rodacy- westchnął Henry, odrzucając pierwszy głaz. Po chwili przyłączył się Firen z Johnem i wszyscy zaczęli odrzucać głazy
Odłamki po pół metra średnicy, kamienie wielkości głowy człowieka, gruz... wszystko powoli znajdowało się za ich plecami. John wciąż upominał, aby kamienie rzucać dalej, ale kto go słuchał?
Po dwóch godzinach wytężonej pracy ogień przywołany przez Firena zgasł i kopaczy ogarnęły egipskie ciemności. Po chwili John przywołał światło i oznajmił, że jest teraz zmęczony i że on będzie oświetlał pracę. Pozostali w geście solidarności zgodzili się. Po godzinie miejsce Johna zajął Firen ze swoim ogniem, a po nim Henry z łuczywem ze strzał i znalezionych materiałów
Z przerwami na posiłki, kopali aż do momentu w którym obezwładniła ich senność. Jak wcześniej, położyli się na kamieniach i szybko pozasypiali. Bolały ich dłonie, ramione, krzyż krzyczał o litość, ale serce nadal płonęło niezgaszonym ogniem
Po śnie bolały ich wszystkie mięśnie, jednak bez słowa zabrali się do pracy i znów, nie licząc drobnych przerw, rozrzucali kamienie na całej powierzchni jaskini. To była ich jedyna droga do wolności i nie było łatwo jej zdobyć. Po długiej pracy znów pozasypiali i znów się obudzili, po czym znów przerzucali kamienie. ,,Dzień'' do ,,dnia podobny'', w monotonni...

Pod ziemią spędzali już chyba czwarty tydzień. Dzień w dzień to samo, w końcu zatracili rachubę czasu. Przz pierwszy tydzień przerzucali tylko kamienie i gruz, później natrafili na litą ścianę skalną. Żeby oderwać chociażby kawałek, musieli się nieludzko namęczyć, a efekt i tak nie był zadowalajacy. Co dzień to samo, wydawałoby się, istna monotonnia. Wyadwałoby się
Przez pierwsze dni wszyscy byli pewni, że lada moment wyjdą na powierzchnię, jednak kopali i nie widzieli tego żadnego skutku. Z każdym dniem coraz bardziej tracili nadzieję na to, że kiedykolwiek się stąd wydostaną. Próbowali przelewać swą złość na innych w postaci kąśliwych uwag, przez co atmosfera stawała się coraz gorsza
Podczas jednego z dni pracy John z Henrym kopali, a raczej kruszyli skałe, podczas gdy Firen zajmował się oświetlaniem
-My się nigdy stąd nie wydostaniemy- warknął Henry. On sposępniał najbardziej
-Zapinaj tę cięciwę- odpowiedział kąśliwie John , uderzając w skałę nieregularną kulą energii- bo gadaniem to na prawdę stąd nie wyjdziemy
-Nie zapinaj tylko napinaj- odburknął Henry, marszcząc brwi- ona zaraz się przerwie
-Świetnie- warknął Firen- jeszcze tylko tego nam brakowało
-Morda, ty... ty...- zająknął się Henry
-Cisza panowie- powiedział głośniej John
-Ot znalazł się sprawiedliwy wśród narodu- odparli kąśliwie Henry z Firenem
-Zaczekajcie- John machnął ręką, jakby się ożywił- cisza!- po tych słowach przyłożył ucho do skały
-No i?- zapytał po dłuższej chwili Henry
John powoli uśmiechnął się szeroko, po czym wykrzyknął
-Wiatr! Wiatr! Słychać wiatr! Już niedługo!
Firen z Henrym jakby obudzili się z letargu i żywo podeszli do ściany. Przyłożyli uszy, probując wyciszyć bicie swoich serc. Po chwili oderwali się od ściany
-Kolejny twój wymysł, panie- rzekł oburzony Henry- tylko że bardziej...
-...wymyślny- dokończył Firen
-Kur**!- ryknął wściekły John- tam słychać wiatr! Niedługo będziemy na powierzchni!
-Tydzień temu mówiłeś podobnie- westchnął Henry, wracając do pracy
-Wiem!- wrzasnął John- wtedy kłamałem, ale teraz mówię prawdę! Niedługo stąd wyjdziemy!
-Jesteś zmęczony i masz jakieś majaki- powiedział obojętnie Henry- weź zamień się z Firenem
Pan Ognia podszedł do skały i odepchnął Johna tak, że ten padł na ziemię. Różdżka odbiła się od ziemi z głuchym stuknięciem, lecz czarodziej po chwili złapał ją i zaczął oświetlać pracę Henry'emu i Firenowi. Był wściekły, jednak nie miał dość sił by w pełni to okazać
Po godzinie John uspokoił się i powrócił do pracy za Henry'ego. Łucznik korzystał z różdżki czarodzieja, jednakże jego światło było wyjątkowo słabe, ponieważ nie był w stanie opanować magii. John zaś używał ostrych kamieni zamiast ,,kijka'', by rozłupywać skałę
Po wielogodzinnej pracy John wyczarował zupę, która składała się głównie z samej wody. Zasiedli przy stole i zaczeli jeść. Łowiąc pojedyncze kartofle pływające w zupie, łypali na siebie spode łba. Po posiłku wszyscy byli niezadowoleni i w tymże nastroju pozasypiali się na ziemi
Niejednokrotnie każdy z nich miał mysli samobójcze, jednakże zawsze coś ich zatrzymywało od zadania sobie ostatecznego ciosu, przykładowo złość na kolejny fałszywy alarm Johna. Wszyscy czuli, że atmosfera wśród nich robi się coraz gorsza, jednak nikt nie próbował temu zaradzić. Nikt nie wierzył, że kiedykolwiek się stąd wydostaną. Kopali, aby usprawiedliwić samych siebie, że coś robili, aby wyjść na powierzchnie. Zabijali czas, czekając na...
Śmierć?
Po kilku godzinach snu obudzili się w nieco lepszym nastroju. John postarał się nawet, by zrobić smaczniejszy posiłek. Firen zaś przywołał płomień na ich kamienny stół. Henry, czując się lepiej, spróbował podnieść ducha innych
-Hmm, John-powiedział, wstając po posiłku od stołu- wczoraj mówiłeś, że słyszałeś wiatr przez skały. Mówiłeś prawdę czy ściemniałeś?
-Prawdę najprawdziwszą- odpowiedział John- jak uderzy się w to miejsce- wskazał gdzieś u góry ściany skalnej- to hmm...- John szukał odpowiedniego słowa
-Rozumiem- przerwał Firen- więc uderzmy razem i lepiej żebyś mówił prawdę, bo inaczej będzie po tobie
Wszyscy powstawali od stołu i pomimo ciemności, które zapadły po zgaśnięciu płomienia Firena, wszyscy poustawiali się w równych odstępach, po czym nastąpiła cisza. John wziął głęboki oddech i zaczął odliczanie
-Raz...
Henry sięgnął po strzałę energetyczną, Firen zaś zaczął zbierać moc. John rozpoczął odpowiednie zaklęcie
-Dwa...
Henry napiął cięciwę łuku, przez co strzała zabłysła jasnym światłem, a Firen złożył ręce w specjalnym ustawieniu. Różdżka Johna zaczęła lekko świecić. Już tylko chwila...
-Trzy!
Uderzyli równocześnie. Henry strzelił swoją strzałą, Firen użył ognistej kuli, John zaś zaatakował dwoma ostrzami świetlnymi
-Światła!- krzyknął po upływie dwóch sekund Henry
John ,,machnął kijkiem''. W miejscu, które zaatakowali, wisiała chmura kurzu, przysłaniając wszystko. Każdy czekał w napięciu
-Zaczekaj- powiedział nagle Firen, pociągając nosem- czuję... coś...
-Co takiego?- zapytał John, nie spuszczając oczu z chmury
Firen zaśmiał się radośnie
-Powietrze! Czuję świeże powietrze! Już jesteśmy blisko!
Firen wyciągnął ręce ku górze i zaczął zrzucać leżące tam kamienie. Miejsce, które zaatakowali, znajdowało się póltora metra ,,nad powierzchnią''. Po chwili chmura kurzu opadła
Jasny blask oślepił ich przywykłe do ciemności oczy. Mrużąc je, wszyscy uśmiechali się szeroko. Oto już czwarty tydzień nie widzieli światła słonecznego
-Widzicie?- krzyknął rozradowany John- miałem rację! Do roboty!
Zaczęli żywo uderzać w okolicę szczeliny se światłem, gdyż wybuch euforii dodał im nowych sił. Gdy Henry'emu skończyła się amunicja, zaczął rozgarniać gruz, aby praca Johna i Firena była bardziej efektywna. Uderzali coraz to wymyślniejszymi atakami, a ich starania zdawały się nie dawać efektów; szczelina wcale nie była szersza, a źródło światła przybliżało się w żółwim tempie. Po dłuższym czasie zaprzestali kopania
-Pheh- parsknął Firen- uderzamy i nic to nie robi. Jestem zmęczony
-Ejże, nie poddawajcie się teraz- rzekł Henry, próbując zmobilizować przyjaciół- jesteśmy tak blisko...
-Ta skała ma ponad trzy metry grubości- przerwał John- więc nie masz co mówić o tym, że jesteśmy ,,blisko''
-Tzry metry, tak?- zapytał Firen lekceważącym głosem- nałóz na wszystkich osłony, panie czarodziej, to staniecie się świadkami eksplozji o jakiej nawet nie śniliście
John kiwnął głową i niechętnie zaczął nakładać na wszystkich osłony. Firen otrzymał wyjątkowo silną. Następnie Henry z Johnem schowali się za jednym z głazów, zaś Firen stanął przy szczelinie
Pan Ognia obrzucił wzrokiem wszystko dookoła i rozpoczął zaklecie. Najpierw złożył ręce w odpowiedni układ, po czym ułożył je na nogach. Henry z Johnem patrzyli na to nerwowym wzrokiem, ale było już za późno by się cofnąć. Napięcie rosło z sekundy na sekundę. Dał się słyszeć cichy szmer, dobiegający od strony Firena, który bardzo powoli zaczął przesuwać ręce ku górze. Henry'ego i Johna ogarnęło przerażenie: eksplozja będzie zbyt potężna
Firen w ułamku sekundy wzniósł swe ręce ku górze, prostując je. W tym samym momencie otoczony został płomieniami i magmą
Huk. Huk tak potężny, że nie dało się go opisać. Wszystko zaczęło się walić. Ze ścian zacząły się sypać odłamki skalne. Henry z Johnem nic nie widzieli, jednakże zaczęli biec do miejsca, w którym niedawno stał Firen. Wszystko, co na nich spadało, odbijało się od ich osłon, jednak ochrona Firena została rozerwana i kamienie mogły zakończyć jego żywot
John używał całej swej mocy, by jego osłona się nie przerwała, Henry zaś wystawił łuk za niebieską poświatę osłony i odgarniał kamienie, by jak najszybciej dostać się do Firena. Jedyne co słyszeli to łomot spadających odłamków. Widzieli tylko siebie i kamienie przylegające do osłony jak krople przylegające do parasola
Henry odgarnął nerwowo kolejny kamień i ujrzeli nieprzytomnego Firena przywalonego głazami, nie dającego żadnych znaków życia
Martwy?
Łucznik wyciągnął ręce poza osłonę, próbując wyciągnąć Firena z uścisku głazów. John musiał utrzymywać osłonę i mógł jedynie patrzeć.
-Firen? Firen? Powiedz coś!
Henry zaciągnął Firena pod osłonę. Wydawało mu się, że nie oddycha, lecz po chwili ujrzał delikatne ruchy jego klatki piersiowej
Łomot spadających kamienie powoli się uciszał. Firen jeszcze nigdy w życiu nie wykonał tak potężnej eksplozji. Ten wybuch zabrał coś więcej niż tylko jego manę, zabrał część jego. Siła wybuchu została dodatkowo spotęgowana przerz osłonę. Energia kumulowała się pod osłoną, po czym z niewiarygodną siłą ją rozerwała
John wzmocnił jeszcze bardziej osłonę, tak że sama się utrzymywała, po czym zajął się leczeniem Firena. Po dłuższym czasie Pan Ognia odzyskał przytomność
-Udało się?- zapytał szeptem
-Stary, taką eksplozją to mógłbyś całe góry Nothro zrównać z ziemią- odpowiedział Henry, klęcząc nad nim
-A więc... witaj wolności- Firen uśmiechnął się lekko
-Jeszcze nie tak witaj- powiedział John, gdy kolejna nić lecznicza osiadła na twarzy Firena- musimy najpierw przerzucić te kamienie
-Szybko się z tym uporamy- powiedział szczęśliwy Henry
-Miejmy taką nadzieję- przytaknął ozdrowiały Firen, wstając z ziemi. Był jeszcze słaby, ale mógł utrzymać się na równych nogach
Tchnięci zapalczywą nadzieją, zaczęli wciągać kamienie pod osłonę. Nie było innej możliwości, gdyż gdyby ją przerwał, kamienie leżące na niej przygniotłyby kopaczy. Jednakże teraz było im lepiej, praca dawała wielką radość. Henry z Firenem żywo przerzucali kamienie, zaś John utrzymywał osłonę jedną ręką, a druga pomagał przyjaciołom
Po dwóch godzinach wytężonej pracy ujrzeli utęsknione światło. Silnie rażący w oczy promień wywołał w nich euforię. Szybko wygrzebali się z gruzu i stanęli na równych nogach
Oddychali powoli, pełną piersią, chcąc nacieszyć się zapachem świeżego powietrza. Stali na górze, na małej, skalnej platformie. Dwadzieścia metrów pod nimi był tak wytęskniony, zielony od traw grunt
-A więc drżyj, Julianie- powiedział drwiąco Firen



Więcej rozdziałów na [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Walsemore

Autor
Danken
Justin
Justin



Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wto 22:59, 01 Wrz 2009

Wiadomość
Tą część czytałem już ze 4x ;p już się wypowiadałem na temat tego utworu, cudo. Zachęcam resztę do przeczytania i przystąpienia do oceny.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autoraZnajdź wszystkie posty Danken

Odpowiedz do tematu Strona 1 z 1

Forum Strona GłównaSztuka / LiteraturaPowrót
Obecny czas to Sob 10:43, 18 Maj 2024
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group - Glass˛ Created by DoubleJ(Jan Jaap)
Regulamin